Do Bacówki PTTK nad Wierchomlą trafiliśmy na początku lutego 2013
roku. Schronisko położone jest w bajecznym miejscu. Atmosferę samej bacówki
także można określić jako bajeczną, jeśli przyjmiemy, że bajki są różne…
Widać
, że Wierchomla duży nacisk kładzie na
marketing. Nie sposób do nich nie trafić. Drogi prowadzące do Bacówki upstrzone
są banerami, tabliczkami, drogowskazami, strzałeczkami itp. itd. Bacówka
dorobiła się całkiem zgrabnego i rozpowszechnianego plakatu oraz facebookowego
profilu. Cała ta kreacja na miejsce wyjątkowe, z dobrym jedzeniem i specyficzną
atmosferą zgrzyta jednak w konfrontacji z rzeczywistością.
Ale po kolei…
Atutem tego miejsca z pewnością jest położenie. Z
tarasu rozciąga się bajkowy widok na Tatry (przez nas z powodu pochmurnej aury
niestwierdzony). Sala główna, obita
boazerią, z kamiennym kominkiem tworzy przytulny nastrój, choć wieczorem może
wydawać się trochę ciemnawa. Meble i starocie zdobiące wnętrze też przypadły
nam do gustu. Warto zwrócić uwagę na fotografie wiszące na ścianach.
Mieliśmy wątpliwe szczęście trafienia na małoletni
rozkrzyczany obóz narciarski, który niestety wypełnił całą przestrzeń łóżkową.
Dla nas została tylko gleba (w zasadzie ława na głównej sali). Kilka drobiazgów
spowodowało jednak, że nie czuliśmy się tam mile widziani.
Przede wszystkim dziewczyny z obsługi, poproszone o
najmniejszy drobiazg dają do zrozumienia, że zwyczajnie im się nie chce. Dzieciarnia
pałaszująca obiad brudzi, ale najwyraźniej umknęło to bacówkowej ekipie. Nikt z
zaplecza nie pokwapił się, by te stoły jakoś ogarnąć, a kiedy sami chcieliśmy to
zrobić, pani z okienka, miast ochoczo pospieszyć nam z pomocą, z widocznym
niezadowoleniem podniosła się ze swojego miejsca i wręczyła nam mokrą ścierę. Tak
samo było po tym jak młódź spożyła kolację (Kamil Durczok dostałby
epileptycznego ataku), ale tym razem zrezygnowaliśmy z wyręczania pracowników
schroniska. Zasadniczo obsługa (wcale liczna) nie wykazywała przesadnej troski
o nasz pobyt. Pewniej chyba czuła się zadekowana na bacówkowym zapleczu.

Fiasko poniosła także próba dogadania się z obsługą
w kwestii kąpieli. Mając przed oczami wizję rychłego najazdu tabunu
młodocianych barbarzyńców na prysznic, poprosiliśmy panią z okienka o
informację, kiedy otworzy podwoje łaźni, żebyśmy mogli szybko i bezproblemowo
zadbać o higienę, zanim ruszy tsunami dzieci w wieku szkolnym. Pani – ku naszej
uciesze – obiecała dać znać, ale najwyraźniej zapomniała, bo klucz do prysznica
przekazała dzieciakom tuż po tym, jak spałaszowały kolację. Skutkowało to tym że nie było dane nam
skorzystać z prysznica. Chyba, że ktoś lubi po pół dnia przedzierania się przez
zaspy wskoczyć pod strumień lodowato zimnej wody. Być może opieszałość ekipy należałoby zrzucić na
karb wyczerpania spowodowanego długotrwałym oblężeniem bacówki przez
rozwrzeszczane dzieciaki, ale nie jesteśmy przekonani, czy można traktować to
jako usprawiedliwienie. Warto też wspomnieć, że właściciele schroniska są
miłymi i pomocnymi ludźmi, ale widocznie nie mają szczęścia do personelu.
Dobra jedzenie to jeden z przymiotów, który Bacówka
nad Wierchomlą wszędzie podkreśla. Rzut oka na kartę dań pozwala jednak stwierdzić,
że menu obiadowe jest raczej ograniczone. Raptem kilka dań. No dobrze, może nie
o ilość, a o jakość im chodzi. Podczas naszego lutowego pobytu spożyliśmy dwa
dania:
- zupę cebulową z grzankami (11 zł) – niezłą w smaku, ale strasznie tłustą,
w której ser przyjął postać nieforemnej kluchy przylepionej do dna miski,
- bigos z baraniną (15 zł), w którym stwierdzono dwa kawałki barana,
dwie śliwki suszone oraz (jako gratis chyba) sporej wielkości kość. Poza tym
całkiem dobry.
Warto dodać, że podczas naszej poprzedniej wizyty nad Wierchomlą
(lipiec 2011) zamówiliśmy tu naleśniki z jeżynami, które okazały się być
plackami ze średniej jakości dżemem z owoców leśnych (choć cena budziła
nadzieję na zawartość w postaci świeżych owoców).

Warunki sanitarne
należy ocenić wysoko. Wprawdzie turystów wita informacja, że z powodu braku
wody toalety są nieczynne, ale jak się okazało, gości schroniska to nie
dotyczy. Można więc w komfortowych warunkach zaspokoić swoje potrzeby
fizjologiczne i estetyczne, głównie te związane z zapachem (o ile tabun
młodocianych narciarzy nie wydoi zapasu ciepłej wody). Łazienki są świeżo
wyremontowane, można by rzec, że sprawiają wrażenie zbyt nowoczesnych w
porównaniu z wystrojem całego przybytku, ale dla strudzonego wędrowca stanowi
to miłą niespodziankę.
Bacówkę oceniamy na 4. Do niepodważalnych atutów
tego miejsca zaliczyć trzeba położenie, specyficzny, schroniskowy charakter
miejsca (który podczas naszego pobytu zakłóciła nadmierna ekspansja uczestników
kolonii) oraz obecność cudownych, przyjaznych psów. Rozczarowuje na pewno jedzenie oraz kiepska obsługa, która traktowała nas trochę jak zło konieczne.
Bacówka pod Wierchomlą w internecie:
Ceny:
4/6 (15 zł za glebę)
Obsługa: 2/6
Gastro: 3/6
Klimat:
5/6 (za zasługą przesympatycznych czworonogów)
Ocena ogólna: 4/6