poniedziałek, 3 lutego 2014

Pole namiotowe przy klasztorze w Lluc (Serra de Tramuntana, Majorka)

Nasza "miejscówka"
W kwietniu ubiegłego roku wywiało nas na Majorkę. Kiedy w Polsce wiosna usilnie nie chciała nadejść pofatygowaliśmy się do niej sami.   Przemierzając piękne góry Serra de Tramuntana, trafiliśmy na jedyne (sic!) pole namiotowe na wyspie. Znajduje się obok urokliwego klasztoru w Lluc, na szlaku GR 221 zwanym Szlakiem suchego Kamienia (Tutaj interaktywna mapa szlaku), mniej więcej w połowie drogi między Soller a Pollencą. Jeśli ktoś nie idzie szlakiem najłatwiej dotrzeć do Lluc autobusem. Kursują zarówno z Pollency jak i z Palmy. Warto zaopatrzyć się w zapas jedzenia, bo w samym Lluc nie ma sklepu, a jedynie dwie niezbyt tanie restauracje.

Samo pole znajduje się 200 metrów na południe od przystanku przed klasztorem. W pobliżu klasztoru, ale nieco dalej, znajduję się jedno ze schronisk (Refugi) położonych na szlaku przecinającym Serra de Tramuntana. Nocleg w nich jak na warunki majorkańskie tani, 11 Euro, jednak wskazana jest wcześniejsza rezerwacja. Więcej informacji tutaj.

Pole do niedawna było darmowe. Od tego roku, jak głosi tablica przy wejściu, trzeba płacić. Niewiele jak na Majorkę, bo 5 Euro za noc. O ile oczywiście znajdziecie kogoś komu można zapłacić. My, z racji tego że przyjechaliśmy dość późno a wybyliśmy ze wschodem słońca, żadnej obsługi nie stwierdziliśmy.

Majorkańska Częstochowa - Santuari de Lluc
Samo pole ma formę ogrodzonych tarasów. Niektóre oddzielone są od siebie rowami, nad którymi przerzucone są drewniane mostki. Teren jest częściowo zadrzewiony, także łatwo znaleźć miłe zacienione miejsce. Jedyna minus do dość skaliste podłoże, które nastręcza trudności przy wbijaniu śledzi. Infrastruktura to tylko klika drewnianych ławek i o dziwo sporo poukładanych na ziemi poprzecinanych wzdłuż blaszanych beczek, których zastosowania nie dane nam było poznać. Warunki sanitarne odpowiadają mniej więcej naszym studenckim bazom namiotowym. No może jest ciut lepiej. Przy wejściu na pole mamy taki bardziej "wypaśny" (większy) toi toi. Oprócz tego drewniane prysznice. Nawet solidnie się prezentują, tyle że woda lodowata.

Największą bolączką pola są tabuny upierdliwych owiec, które dziwnym trafem upatrzyły sobie teren pola na nocne pastwisko. Meczą, beczą, dzwonią dzwonkami, nie da się zmrużyć oka przez całą noc. Nie wiemy niestety czy to reguła czy tylko my mieliśmy tak wątpliwe szczęście.

Owca, tajemnicze beczki i widok na bramkę wejściową
Trudno w jakiś w wymierny sposób ocenić tę "miejscówkę" z racji tego, że nie ma do niej w majorkańskich warunkach porównania. Ot ogrodzone pole. Nikogo zresztą tam nie spotkaliśmy. Z pewnością ciekawiej jest rozbić się na plaży (co też kilka razy podczas tego wyjazdu uskuteczniliśmy, choć jest na wyspie zabronione), jednak o publiczny prysznic w północnej części wyspy jest bardzo trudno (nie wiedziałem żadnej stacji benzynowej). Można liczyć co prawda na dobroć obsługi we wspomnianych wyżej schroniskach, jednak nie zawsze się da. W schronisku w Port de Soller się nie dało. W pobliskiej wiosce Deia kosztem 3 Euro już tak.